Moja historia

Czyli dlaczego akurat taka, a nie inna, tematyka bloga?

Mimo że logika była moją mocną stroną – wiedziałam, że typowym „ścisłowcem” nie jestem.

Komu łatwiej na rynku pracy: humaniście czy osobie z umysłem ścisłym? Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu odpowiedź była jedna.

Także to, że w liceum wylądowałam w tzw. mat-fizie było do przewidzenia. To, co zrobiłam później – już mniej.

Jestem najstarszą córka nauczycieli. Mama – fizyk, Tata – matematyk. To brzmi sztywno i ta sztywność została mi do dzisiaj, choć z wiekiem ją w sobie zaakceptowałam.

Wybór studiów był impulsem, na który złożyło się kilka czynników. Rozsądek podpowiadał ścisłe kierunki, jednak mimo tego, że logika była moją mocną stroną – wiedziałam, że typowym „ścisłowcem” nie jestem. A robić dalej to, w czym nie jest się dość dobrym? Bez sensu przecież.

 

Szukałam zatem czegoś „życiowego”. Czegoś, na co zawsze będzie popyt. Wybrałam psychologię, nie tyle nawet jako kierunek studiów, co pewien „inny” sposób patrzenia na ludzi i rzeczywistość.

Zmiany w życiu mają to do siebie, że zmieniają perspektywę. Bardzo.

Niegłupio zakładałam, że zdobywam umiejętności, które będą moją długoterminową lokatą.

Bo z psychologami jest jak z winem. Im starsi, tym (zwykle) mądrzejsi życiowo i (zazwyczaj) bardziej cenieni za doświadczenie.

Planowałam, że zostanę psychologiem biznesu. Bo choć biznes z reguły koncentruje się przede wszystkim na liczbach, to przecież konkretni ludzie a) kupują, b) sprzedają, c) podejmują decyzje, d) negocjują, e) współpracują f) wypalają się zawodowo, itd., itp. Poznanie mechanizmów stojących za tym, co ludziom siedzi w głowie i wykorzystanie tego w celu poprawy efektywności zawodowej ale i satysfakcji z pracy, wydało mi się niezwykle ciekawe.

Na czwartym roku studiów zaczęłam się rozglądać za jakimś stałym zajęciem. Chciałam najpierw nabrać doświadczenia i obycia zawodowego, co uznałam za absolutnie niezbędne, by zrozumieć codzienność ludzi, z którymi miałam pracować.

Dość przypadkowo,zaczęłam pracę w młodym stażem ecommerce. I okazało się to jednym z tych zrządzeń losu, które w fantastyczny sposób wpływają na życie.

Świeży projekt, bardzo młody zespół. Dodatkowo zaczynaliśmy w czasach, gdy niemal wszyscy uczyli się internetu sami. Czasach spontanicznych pomysłów, płaskich struktur i stosunkowo nielicznych procedur. Znalazłam dla siebie miejsce i wsiąknęłam w niego na lata.

 

„Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będziemy iść w stronę coraz większej ochrony prywatności klientów”

Jakiś czas temu moje życie się zmieniło. Bardzo.

Pod koniec 2018 roku urodziłam córeczkę. Pojawienie się Jej na świecie pociągnęło za sobą szereg zdarzeń i ciąg zmian.

Zmiany w życiu mają zaś to do siebie, że zmieniają perspektywę. Też bardzo. 

Ku mojemu zaskoczeniu, zaczęłam m.in. dostrzegać powiązania między sprawami niemającymi pozornie ze sobą wiele wspólnego. 

Przykład? Proszę bardzo.

Przez lata czułam się jak ryba w wodzie korzystając w pracy z nowych technologii, ułatwiających analizowanie zachowań, potrzeb czy reakcji ludzi.  

Branża e-handlu (i szerzej: internetowa) dysponuje bowiem szeregiem narzędzi, które umożliwiają przyglądanie się wyborom klientów (i sposobom, w jaki to robią) bez pytania ich o zdanie. 

Istnieje jednak pewien szkopuł – regulatorzy coraz baczniej przyglądają się zbieraniu danych o użytkownikach w internecie. 

Konkrety? Wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE o sygn. C-673/17 z końca 2019 roku. Trybunał za niezgodne z prawem uznał dość powszechnie stosowane powiadomienie informujące o zaakceptowanych plikach cookies w formie domyślnej zgody (domyślnie zaznaczonego okienka wyboru).

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują zatem, że będziemy iść w stronę coraz większej ochrony prywatności klietów, czyniąc z nich aktywnych partnerów.

Tym samym – stajemy przed coraz większym wyzwaniem tego, w jaki sposób pozyskać informacje o klientach, gdy dotychczasowe sposoby śledzenia użytkownika na witrynie staną się niedostępne.

Skąd zatem czerpać wiedzę na temat użytkowników? 

I tu wchodzę ja, cała na biało.

Dlaczego akurat taka tematyka bloga?

Nie wszyscy jeszcze doceniają to, że biznes bazuje także na zasadach psychologicznych ale wszyscy im podlegają.

U podstawy rewolucji cyfrowej stoi usuwanie granic. I to właśnie biorę sobie za cel.

Przez lata pracy w ecommerce poznałam bolączki i potrzeby tego biznesu. Jako psycholog mam z kolei wiedzę na temat narzędzi i badań mających na celu poznawanie ludzkiej natury. W dodatku zaś mogę i umiem przetłumaczyć je (w sensie – te badania) „z polskiego na nasze”.

Manuel Castells, ceniony hiszpański socjolog, stawia tezę, że u podstawy rewolucji cyfrowej stoi tak naprawdę jeden cel – usuwanie granic. Usuwanie granic biorę sobie za cel i z tego właśnie powodu zdecydowałam się założyć pierwszy i jedyny w Polsce blog o psychologii w ecommerce (#psychommerce), w którym teksty będą oparte na dowodach naukowych.

Na blogu internettezczlowiek.pl będę przedstawiać i objaśniać wyniki badań (głównie z obszaru psychologii i socjologii) dotyczących nowych technologii, z naciskiem na te dotyczące ebiznesu.

Chcę stworzyć miejsce w sieci, którego do tej pory nie było, które pozwoli Ci lepiej zrozumieć swojego klienta. 

Do dzieła!